Opozycja w NRD. Aktywna mniejszość
Wschodnioniemiecki reżim długo chełpił się, że w kraju nie ma nastrojów wywrotowych. Dysydenci nie mieli łatwego życia, ale uparcie podkopywali komunistyczną dyktaturę.
2021-11-04
W krótkich dziejach NRD skazano z powodów politycznych ponad ćwierć miliona osób. Komunistyczny terror z pierwszych powojennych lat zastąpiono z czasem wyrafinowanymi metodami inwigilacji i psychicznego dręczenia przeciwników ustroju. Kiedy w 1971 r. Erich Honecker zastąpił Waltera Ulbrichta, stając na czele Socjalistycznej Partii Jedności Niemiec (SED), w społeczeństwie silne były nadzieje na polityczną liberalizację. Ponownie odżyły one cztery lata później, gdy podpisując w Helsinkach Akt końcowy Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, władze NRD zobowiązały się do poszanowania praw człowieka i podstawowych wolności. Za tym gestem nie poszły jednak konkrety, przeciwnie – w drugiej połowie dekady reżim zaostrzył kurs.
Historyk Ilko-Sascha Kowalczuk podaje, że w kilkunastomilionowym kraju ok. 2,3 mln osób nosiło legitymację partii komunistycznej, a tylko kilka tysięcy – w większości zamieszkałych w dużych miastach – było zaangażowanych w aktywną działalność opozycyjną. A jednak opozycja także później „istniała i była znaczącym elementem systemu politycznego NRD” – twierdzi politolog Tytus Jaskułowski.
Powstanie w Polsce w 1980 r. wielomilionowego ruchu społecznego pod szyldem NSZZ „Solidarność” nie wywołało wprawdzie w krajach bloku wschodniego efektu domina, podziałało jednak mobilizująco na wschodnioniemieckich przeciwników reżimu. Władze reagowały drakońskimi karami. Eckart Hübener, po tym jak w sierpniu 1981 r. rodzimi celnicy znaleźli przy nim materiały Solidarności, został skazany na karę 15 miesięcy więzienia. Roland Jahn we wrześniu 1982 r. trafił do aresztu, gdy przypiął do roweru biało-czerwoną flagę z napisem „Solidarność z polskim narodem”. Rok później pozbawiono go obywatelstwa NRD i przemocą wywieziono do RFN. Inni dysydenci byli wykupywani z więzień przez władze RFN. Ten ciągły „upust krwi” mocno osłabiał środowiska opozycyjne.
Pogarszanie się stopy życiowej, zapaść infrastrukturalna i ekologiczna NRD sprzyjały wzrostowi niezadowolenia społecznego. Od połowy lat osiemdziesiątych dochodziło do tego rozczarowanie, że władze we wschodnim Berlinie odrzucają reformatorski kurs nowego przywódcy Związku Sowieckiego Michaiła Gorbaczowa.
W NRD przybywało niezależnych i opozycyjnych inicjatyw, lecz „nie doszło tam, tak jak w Polsce, do powstania jednolitego ruchu będącego alternatywą wobec władz” – podkreśla Jaskułowski. Można raczej mówić o mnogości środowisk – od lewicowych intelektualistów z partyjną przeszłością, przez kręgi bliskie Kościołom (zwłaszcza silniejszemu w tej części Niemiec Kościołowi ewangelickiemu), aż po anarchizujące subkultury muzyczne. „Ugrupowania dysydenckie miały różnorodny stosunek do władzy, socjalizmu, religii i przyszłości NRD” – wylicza Jaskułowski. Wspólnym mianownikiem był sprzeciw wobec dyktatury. Dla niemal wszystkich ważny punkt odniesienia stanowiła RFN, choć wielu dysydentów myślało raczej o reformowaniu własnego państwa niż o zjednoczeniu Niemiec.
Popularne stawały się postulaty ekologiczne i hasła pokojowe. Inicjatywa na rzecz Pokoju i Praw Człowieka (IFM) wzywała jednak do wyeliminowania przemocy i agresji nie tylko w relacjach międzynarodowych, lecz również „wewnątrz państw”, co było czytelną aluzją do represji reżimu. W petycji do uczestników XI Zjazdu SED z 2 kwietnia 1986 r. domagano się m.in. swobody podróżowania, wyeliminowania z kodeksu karnego przestępstw politycznych, reformy prawa wyborczego, wolności zrzeszania się i zgromadzeń oraz podjęcia przez władze dialogu z opozycją.
Środowisko IFM wydawało niezależny miesięcznik „Grenzfall”, osiągający nakład ponad 1 tys. egzemplarzy. Pism ukazujących się poza kontrolą władz systematycznie przybywało. Ważną rolę odgrywały chociażby „Umweltblätter” (do 4 tys. egzemplarzy), wydawane jako wewnętrzna publikacja kościelna. Oba wspomniane tytuły drukowała Biblioteka Ekologiczna (Umweltbibliothek), założona w 1986 r. przy stołecznym ewangelickim kościele Syjonu. Szybko stała się ona ważnym miejscem spotkań środowisk opozycyjnych i krytycznej dyskusji o stanie państwa. W listopadzie 1987 r. funkcjonariusze resortu bezpieczeństwa wtargnęli do pomieszczeń biblioteki, zatrzymali jej działaczy i zarekwirowali sprzęt poligraficzny. Akcja – nagłośniona przez zachodnie media – zakończyła się jednak propagandowym blamażem władz.
Ekipa Honeckera wciąż uciekała się do aresztowań i deportacji, a w maju 1989 r. sfałszowała – jak zwykle – wyniki wyborów komunalnych. Tym razem opozycja podjęła jednak próby niezależnego liczenia głosów i nagłaśniania fałszerstw. Skutecznie skompromitowano reżim nawet w oczach części szeroko pojętego aparatu władzy.
W październiku 1989 r. partia hucznie świętowała jeszcze czterdziestolecie NRD, ale system chwiał się w już posadach. Późnym latem i wczesną jesienią tysiące obywateli opuściło kraj przez Węgry bądź ambasady RFN w Pradze i Warszawie. Jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne ugrupowania opozycyjne: Nowe Forum, Demokracja Teraz, Demokratyczny Przełom. W Lipsku tradycją stały się po 4 września poniedziałkowe demonstracje po nabożeństwie w kościele św. Mikołaja. Także w innych miastach coraz więcej ludzi wychodziło na ulice i formułowało śmiałe postulaty polityczne. Gdy 16 października w Lipsku zebrało się 120 tys. osób, a siły policyjne nie interweniowały, bariera strachu została przełamana. 9 listopada tłumy wschodnich berlińczyków wymusiły otwarcie muru, który przez ponad ćwierć wieku dzielił miasto.
Później wydarzenia potoczyły się błyskawicznie: Centralny Okrągły Stół, szturm na siedziby znienawidzonej Stasi, wolne wybory 18 marca 1990 r. Triumfowały siły opowiadające się za rychłym zjednoczeniem Niemiec. W nowej rzeczywistości najlepiej odnaleźli się politycy, którzy jako pierwsi odczytali społeczne nastroje – niekoniecznie ci z największymi zasługami w czasach dysydenckich.
Współpraca Stasi z SB. Galeria dokumentów
* Dr Filip Gańczak, dziennikarz i politolog IPN Warszawa