Tego nie dowiemy się nigdy...
Znamy bieg wydarzeń w obrębie kopalni Wujek – genezę strajku, działania górników, kolejne dni trwania strajku aż do tragicznej pacyfikacji. Wciąż jednak w sferze hipotez i przypuszczeń pozostają motywy i poczynania władz na różnych szczeblach – począwszy od MSW, przez władze wojewódzkie i milicyjno-wojskowe na poziomie województwa, na dowódcy plutonu specjalnego ZOMO kończąc.
2021-12-08
Sędzia Monika Śliwińska – przewodnicząca składu orzekającego w ostatnim procesie zomowców pacyfikujących kopalnię Wujek, ustnie uzasadniając wydany w 2007 r. wyrok, przyznała: „Prawdopodobnie nigdy do końca nie zostaną wyjaśnione wszystkie mechanizmy i decyzje, jakie legły u podstaw użycia broni palnej wobec strajkujących załóg zakładów pracy”. Do dziś – mimo upływu 40 lat od tamtych wydarzeń i 14 lat od zakończenia procesu – nie sposób temu zaprzeczyć.
Po pierwsze, dlaczego na miejsce tak brutalnej akcji wybrano kopalnię Wujek – usytuowaną niemal w centrum miasta? Z zachowanych dokumentów wiadomo, że przygotowując operację wprowadzenia stanu wojennego, władze liczyły się z masowymi protestami i strajkami okupacyjnymi w dużych zakładach pracy. W swoim meldunku z 27 listopada 1981 r. komendant wojewódzki MO w Katowicach płk Jerzy Gruba mówi o potencjalnie 110 takich zakładach i dodaje wprost, że nie jest w stanie zapewnić ich skutecznej blokady. Co zatem zdecydowało o wyborze kopalni Wujek na miejsce spektakularnej akcji z użyciem ponad 2 tys. żołnierzy i milicjantów oraz setką pojazdów, skoro wszystkie okoliczności – w szczególności usytuowanie kopalni blisko centrum miasta, pośrodku ciasnej zabudowy – przemawiały przeciwko prowadzeniu takiej operacji w tym miejscu?
Po drugie, kto i kiedy podjął decyzję o włączeniu plutonu specjalnego ZOMO do działań na kopalni Wujek? Nie było o tym mowy na żadnej z narad. Płk Jerzy Gruba w wypowiedziach dla prasy na początku lat 90. konsekwentnie zaprzeczał, jakoby to on wydał taki rozkaz. Pluton „zgodnie z moim poleceniem miał siedzieć w koszarach”. Potwierdził jednak, że żadnych konsekwencji w stosunku do podwładnych za niesubordynację nie wyciągał, bo „badaniem sprawy zajęła się prokuratura”. Wiele wskazuje na to, że decyzja o skierowaniu plutonu specjalnego do akcji odblokowania kopalni Wujek zapadła w środę rano i podjął ją właśnie płk Gruba. Przekazał ją następnie płk. Okrutnemu z poleceniem użycia plutonu jako osłony czołgu na głównym kierunku uderzenia.
Nie sposób w tym miejscu nie postawić kolejnego pytania: kto i kiedy podjął decyzję o użyciu broni palnej przeciwko górnikom? Pierwsze wejście ZOMO na teren kopalni nastąpiło około godz. 12.05. Wkraczając przez wyłom na teren kopalni, siły milicyjne kierowały się drogą w stronę kotłowni. Starcia z górnikami polegały przede wszystkim na wzajemnym obrzucaniu się petardami z gazem, cegłami, nakrętkami lub elementami palenisk. Brak jest dowodów, że kiedykolwiek oddziały sił pacyfikacyjnych zostały otoczone przez górników. Przez cały czas miały one możliwość wycofania się. Po nieudanych próbach zepchnięcia górników w głąb kopalni i zmuszenia ich do poddania się płk Wilczyński zdecydował o wykonaniu drugiego wyłomu – tym razem przez metalowy płot za budynkiem wagi. Do tej chwili siły ZOMO, atakując kopalnię, nie posiadały broni palnej. Krótko przed godziną 12.30 na teren kopalni weszli jednak funkcjonariusze plutonu specjalnego. Brali oni już udział w początkowej fazie działań wraz z pozostałymi formacjami ZOMO, ale zostali wycofani. Tym razem mieli wejść jako osłona czołgu, dokonującego drugiego wyłomu. O 12.31 płk Kazimierz Wilczyński zwrócił się do kierujących akcją o zezwolenie na użycie broni. I tu kolejna zasadnicza wątpliwość: według zapisu w Dzienniku Sztabowym prowadzonym przez kpt. A. Górskiego, odpowiedź płk. Gruby brzmiała: „Nie czekaj na rozkaz” albo „Nie, czekaj na rozkaz”. Istnieje jednak podejrzenie, że przecinek w tym zdaniu pojawił się później. Według szyfrogramu z 17 grudnia, opisującego przebieg zdarzeń, właśnie w tej chwili płk Gruba polecił wycofać się milicjantom na pozycje wyjściowe i czekać na nowe decyzje, a o 12.55 poinformował płk. Wilczyńskiego, że nie ma zgody na użycie broni. Dlaczego zatem o godz. 13.02 płk Wilczyński wydaje rozkaz: „Przerwać ogień – wydać polecenie wszystkim dowódcom” i ponawia go po 8 minutach (13.10), mówiąc: „Pododdziały – nie strzelać”?
Dowódca plutonu specjalnego sierż. Romuald Cieślak w czasie śledztwa w 1992 r. wyjaśniał, że w trakcie działań na terenie kopalni doszło do rozproszenia jego oddziału. W pewnym momencie doszedł do wniosku, że górnicy zaatakują milicjantów i oddał jeden (!) strzał ostrzegawczy ponad głowami górników. Pozostali funkcjonariusze plutonu zgodnie twierdzili, że oddawali strzały w powietrze „ze względu na bezpośrednio zagrażające im niebezpieczeństwo”. W sumie takich „strzałów w powietrze” – jeśli wierzyć raportom – oddano 156. W wyniku działań sił milicyjno-wojskowych od ran postrzałowych śmierć poniosło 6 górników, a trzech kolejnych zmarło po przewiezieniu do szpitali. Rannych zostało 47 górników. 43 z nich hospitalizowano w czterech szpitalach na terenie Katowic. Najczęstszą przyczyną były rany postrzałowe: 23 górników zostało postrzelonych w bardzo charakterystyczny sposób – „postrzał w jamę brzuszną”, „postrzał w klatkę piersiową”, „rana postrzałowa czaszki”.
Nie brakuje też wątpliwości natury ogólnej, a mianowicie – po co zaplanowano siłowe złamanie strajku na kopalni Wujek w sytuacji, gdy było wiadomo, że w skali kraju sytuacja została już przez władze opanowana? Strajkowały jeszcze pojedyncze kopalnie, ale było tylko kwestią czasu, kiedy zostaną zmuszone do kapitulacji. Co więcej, z przebiegu wydarzeń krytycznego dnia 16 grudnia wynika, że był możliwy inny scenariusz zakończenia strajku na kopalni Wujek. Krótko przed rozpoczęciem akcji, około godz. 8, do strajkujących przyszli dyrektor kopalni oraz przedstawiciele władz miasta i wojska. Przekonywali, że strajk nie ma sensu. Górnicy odpowiedzieli śpiewem hymnu, a przedstawiciele załogi zakomunikowali władzom, że jeśli do akcji przystąpi wojsko, to oni nie będą stawiać oporu i opuszczą kopalnię…. Jeżeli zrobi to milicja, nie dają się spałować. „No to będziemy się bić” – miał powiedzieć wojskowy. To był chyba ostatni moment na uniknięcie rozlewu krwi, ale władze nie przewidywały już zmian w przygotowanym scenariuszu.