Serwis poświęcony

40 rocznicy

powstania Solidarności

Strefa administratora

Pacyfikacje w województwie katowickim w grudniu 1981 r.

Użycie brutalnej siły było wpisane w operację wprowadzenia stanu wojennego. Towarzyszyło zarówno zajmowaniu siedzib ogniw Solidarności, jak i części akcji internowań działaczy związkowych. Przede wszystkim jednak było jedną z metod, za pomocą których likwidowano opór strajkujących załóg.

Pacyfikacja kopalni Manifest Lipcowy 15 grudnia 1981 r.

zdjęcie: Zdjęcia: Bolesław Dymiński /Archiwum Centrum Wolności i Solidarności

2021-12-08

W województwie katowickim pierwsze protesty przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego rozpoczęły się już w niedzielę 13 grudnia 1981 r. Objęły one nieliczne czynne tego dnia zakłady i przedsiębiorstwa regionu, m.in. kilka kopalń i monstrualny kombinat Huta Katowice w Dąbrowie Górniczej. Już jednak wówczas milicja przeprowadziła pierwsze akcje pacyfikacyjne (m.in. w Gliwicach udaremniła próbę strajku w tamtejszej Hucie 1 Maja).

Protesty wyraźnie przybrały na sile w poniedziałek 14 grudnia, obejmując ponad 30 zakładów, w tym kilkanaście kopalń. Wszędzie domagano się uwolnienia zatrzymanych (internowanych) działaczy związkowych i zniesienia stanu wojennego. Władze nie miały jednak zamiaru spełniać tych żądań, natomiast z wielkim rozmachem przystąpiły do siłowego „gaszenia” protestów wszędzie tam, gdzie załogi zdecydowane były kontynuować opór, nie ulegając presji prowadzonych z nimi rozmów, perswazjom, groźbom czy demonstracjom siły urządzanym przez kolumny wojskowo-milicyjne wokół zakładów.

 

Huta Katowice strajkuje 

W katowickim Sztabie Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej, kierującym operacją wprowadzenia stanu wojennego na terenie województwa, za najpoważniejszy tego dnia punkt zapalny na strajkowej mapie regionu uznano Hutę Katowice. Z kolei dla ministra górnictwa i energetyki, członka WRON, gen. dyw. Czesława Piotrowskiego kluczowe było „przywrócenie porządku” w zakładach podległego mu zmilitaryzowanego resortu. Chodziło nie tylko o kwestie prestiżowe, ale też o gospodarcze konsekwencje protestów. Wstrzymanie wydobycia węgla mogło m.in. odbić się na opartej na tym surowcu energetyce. Dlatego do wszystkich zakładów przemysłu węglowego rozesłana została odezwa generała. Ostrzegał w niej, że szczególnie ostro będą potraktowani organizatorzy akcji strajkowych, ale jednocześnie obiecywał, że ci protestujący, którzy w ciągu 2 godzin od ogłoszenia apelu powrócą do pracy, nie poniosą konsekwencji. Minister liczył na to, że strasząc, ale i zapowiadając swoistą abolicję, uspokoi nastroje górników. Stało się inaczej. Dlatego też jeszcze 14 grudnia przy użyciu zomowskich pałek przystąpiono do „wygaszania” strajków w kopalniach (m.in. katowickim Wieczorku i rudzkiej Halembie). Brutalnie spacyfikowano wówczas także katowicką Hutę Baildon. Oczekiwanych rezultatów nie przyniosła natomiast akcja milicyjno-wojskowa w Hucie Katowice. Użyte siły okazały się niewystarczające i wieczorem załoga wznowiła protest. Nadal trwały także strajki w stolicy województwa, prowadzone m.in. przez załogi kopalń Staszic i Wujek.

Zobacz galerię: Pacyfikacja Huty Katowice

Pacyfikacja jastrzębskich kopalń

Na południu regionu, w Rybnickim Okręgu Węglowym, strajkowało 8 kolejnych kopalń. Ich trzon stanowiły zakłady jastrzębskie, te same, które 3 września 1980 r. zmusiły władze do zawarcia jednego z czterech kluczowych porozumień społecznych, a potem utworzyły drugi, obok Huty Katowice, najważniejszy ośrodek Solidarności w regionie. Na kolejne interwencje nie trzeba więc było długo czekać. 15 grudnia zaatakowano Staszica, pobliskie hotele robotnicze oraz zakłady ROW. W Jastrzębiu Zdroju szybko, ale brutalnie uporano się z protestami w kopalniach Jastrzębie i Moszczenica. Twardy opór stawili natomiast górnicy Manifestu Lipcowego.

Pacyfikacja kopalni Manifest Lipcowy. Zobacz galerię

Kilkakrotnie wypierali siły milicyjne z terenu kopalni, odrzucając m.in. w stronę napastników wstrzeliwane na teren zakładu świece dymne i puszki z gazem łzawiącym. W trakcie kolejnego szturmu pluton specjalny ZOMO użył jednak ostrej amunicji, wskutek czego czterech górników zostało rannych. O chaosie, jaki panował wówczas na placu przed kopalnią, może świadczyć fakt, że część protestujących dowiedziała się o użyciu przez milicjantów broni dopiero po akcji. Inni nie mogli zwyczajnie uwierzyć w to, co się stało. Strzelanie do ludzi ostrą amunicją pozostawało poza ich percepcją.

Brutalne zachowanie sił „porządkowych” w kopalniach jastrzębskich, zwłaszcza w Manifeście Lipcowym, oraz przeprowadzona po południu demonstracja sił wojskowo-milicyjnych na terenie miejscowości ROW-u, wpłynęły na postawy załóg pozostałych strajkujących kopalń okręgu. 15 grudnia protesty zostały tam prawie całkowicie stłumione. Prawie, ponieważ następnego dnia strajk kontynuowali górnicy jastrzębskiej Boryni. Z kolei informacje o przebiegu pacyfikacji Jastrzębia spowodowały, że górnicy pszowskiej Anny jeszcze 15 grudnia zdecydowali o przeniesieniu strajku z powierzchni pod ziemię. Nie byli jedyni. W ten sposób protestowano już w tyskim Piaście i w kopalni Brzeszcze w Brzeszczach, a jeszcze tego samego dnia podobną formę strajku podjęła załoga tyskiego Ziemowita. Dla władz był to problem, ponieważ podziemia znacznie ograniczały możliwość użycia przeciw górnikom siły. Na powierzchni możliwości były zupełnie inne, co pokazały wydarzenia z 16 grudnia w Wujku. Kopalnię szturmowały znaczne siły milicyjno-wojskowe. Protest został dosłownie utopiony we krwi. Pluton specjalny po raz kolejny użył bowiem broni palnej. Od kul na miejscu zginęło 6 górników, 3 kolejnych zmarło w wyniku odniesionych postrzałów. Wielu było rannych.

 

Na wieść o wydarzeniach w Katowicach część protestów w regionie zaczęła wygasać, ale nie wszędzie. Dzień po masakrze wybuchł nowy, kilkugodzinny podziemny strajk w kopalni Jankowice w Jankowicach. Inny krótki protest pod ziemią zainicjowała 18 grudnia grupa górników w mysłowickim Leninie (pierwsza próba strajku na tej kopalni miała miejsce 14 grudnia). Do 20 grudnia strajkowali pracownicy Anny. W tym dniu władze zaplanowały przeprowadzenie blokady wojskowo-milicyjnej Piasta i Ziemowita, do czego na szczęście nie doszło. Trzy dni później „odblokowano” natomiast Hutę Katowice, której załoga zakończyła właśnie strajk i opuszczała kombinat. Do operacji użyto m.in. 244 pojazdy pancerne. Na szczęście była to już ostatnia pacyfikacja w regionie. 23 grudnia wyjechali na powierzchnię górnicy Ziemowita. Ich koledzy z sąsiedniego Piasta, jako najdłużej strajkująca załoga w kraju, zakończyli swój protest dopiero wieczorem 28 grudnia 1981 r.

pacyfikacje

To również cię zainteresuje