Serwis poświęcony

40 rocznicy

powstania Solidarności

Strefa administratora

Oczyma prymasa

Kard. Wyszyński patrzył na dramatyczne wydarzenia na Podbeskidziu z perspektywy ogólnonarodowej, a zarazem kościelnej. Starał się wszelkimi dostępnymi mu środkami realizować strategiczny cel przedłużenia w Polsce okresu istnienia względnych swobód społecznych, a zarazem uniknięcia rozlewu krwi i obcej interwencji.

Kard. Stefan Wyszyński, prymas Polski

zdjęcie: Archiwum Gościa Płockiego

2021-02-02

Wybuch strajku generalnego na Podbeskidziu 27 stycznia zastał prymasa Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, ale już wkrótce znalazł się on – zgodnie ze swymi zobowiązaniami jako biskupa ordynariusza – w swojej drugiej stolicy arcybiskupiej, czyli w Gnieźnie. Do Gniezna regularnie telefonował sekretarz Komisji Episkopatu Polski, a zarazem najbliższy współpracownik prymasa bp Bronisław Dąbrowski, informując go o ogólnej sytuacji w kraju, stanowisku władz komunistycznych, a także o sytuacji strajkowej w Bielsku-Białej i okolicach. Hierarcha ten odegrał, jak wiemy, kluczową rolę w zakończeniu strajku 6 lutego.

Patrząc na reakcje prymasa Wyszyńskiego, obserwowane z perspektywy jego codziennych zapisków „Pro memoria”, o sytuacji na Podbeskidziu był on poinformowany szczegółowo już kilka dni po rozpoczęciu strajku przez swego doradcę, byłego delegata prymasa do Stoczni Gdańskiej podczas strajków w sierpniu 1980 r., a także istotnego doradcę i członka Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ „Solidarność” – Romualda Kukołowicza. 31 stycznia 1981 r. mówił on prymasowi o „dużym fermencie” w Bielsku-Białej i sam miał udać się do Bielska, aby na miejscu obserwować sytuację, co też się stało.

Misja biskupa Dąbrowskiego

Sprawa strajku na Podbeskidziu wróciła do świadomości prymasa z całą mocą 4 lutego – gdy bp Dąbrowski zadzwonił do niego do Gniezna, nalegając na jego jak najszybszy powrót do Warszawy. Następnie, 5 lutego, w kolejnej rozmowie, prymas uzgodnił z bp. Dąbrowskim, że ten pojedzie do Bielska-Białej, aby pośredniczyć w negocjacjach między strajkującymi a władzami. Nie był to jednak pomysł prymasa, lecz bp. Dąbrowskiego, który był o to wyraźnie proszony przez zdesperowanych przedstawicieli władz. Prymas był dość sceptyczny wobec tej koncepcji. Jak pisał: „Lepiej stać z daleka, bo nie wiadomo, czy rozgoryczeni ludzie (…) posłuchają. Władze obiecują, że odsuną tych panów [chodziło m.in. o wojewodę bielskiego Józefa Łabudka – przyp. P.S.] w sobotę. Czemu nie dzisiaj?”. Ostatecznie jednak prymas zgodził się na wyjazd bp. Dąbrowskiego do Bielska: „Biskup ma chęć popróbować swych sił w Bielsku-Białej. Pozostawiam sprawy jego roztropności”.

Spotkanie ze związkowcami

Po południu 6 lutego prymas spotkał się w Warszawie z wracającym z Podbeskidzia bp. Dąbrowskim, opromienionym sukcesem odniesionym w Bielsku, gdzie strajkujący przyjęli propozycję kompromisu. Prymas komentował wówczas całą sytuację na Podbeskidziu w następujący sposób: „[Władze] mają fatalną metodę obrzydzania narodowi samych siebie. Doprowadzają do szczytowego napięcia, a potem się wycofują”. Tłumaczył także swój sceptycyzm: „Nie możemy wchodzić w takie sprawy, gdyż możemy uchodzić za łamistrajki”. Swoją refleksję kończył zaś z satysfakcją: „Tym razem skończyło się na Mszy św. i spowiedzi strajkujących. Spowiadali bp [Czesław] Domin, bp [Janusz] Zimniak i bp Dąbrowski. Radość ogólna”. Razem z bp. Dąbrowskim przybył do prymasa z Bielska Lech Wałęsa. Wałęsa twierdził, że sam nie zakończyłby strajku i wyrażał wdzięczność bp. Dąbrowskiemu.

Prymas spotkał się także, o godzinie 18.00 tego dnia, z delegacją strajkujących na Podbeskidziu, której uczestników prymas określił jako ludzi „młodych i energicznych”. W późniejszym przemówieniu na Radzie Głównej Episkopatu prymas wyraził się, iż wygłosił do nich przemówienie, podkreślając, że „najważniejsza jest dobra organizacja i dobre przeszkolenie się”. Podsumowywał: „Przyjęli moje uwagi, ale chyba nie ogarniają sprawy szerzej”.

Nazajutrz – 7 lutego – prymas spotkał się w Warszawie z I sekretarzem KC PZPR Stanisławem Kanią, jednak spotkanie to nie przyniosło rezultatów oczekiwanych przez prymasa, bowiem Kania nadal nie chciał ustąpić w sprawie rejestracji Solidarności Rolniczej. Wtedy też prymas otrzymał sygnał, że gen. Jaruzelski zostanie premierem w miejsce Józefa Pińkowskiego.

Dyskusja na Radzie Głównej

W trzy dni później – 10 lutego – miała miejsce wspomniana już Rada Główna Episkopatu Polski. W jej trakcie bp Dąbrowski przedstawił sprawozdanie z wydarzeń w Bielsku-Białej. Prymas natomiast, otwierając dyskusję, podkreślił: „Strajk jest środkiem dozwolonym, ale ostatecznym, bo kosztownym”. Wspomniał też o bardzo istotnej kwestii, która z pewnością miała wpływ na jego ocenę sytuacji. Mówił o prowadzonej przez komunistyczne władze Czechosłowacji akcji „odczyszczania pogranicza z elementów zarażonych »Solidarnością«”. Jasno wyrażał obawę, że Czesi koncentrują nad granicą oddziały wojskowe, licząc się z możliwością interwencji w Polsce, która mogłaby być dokonana razem z armią NRD. O strajku na Podbeskidziu w tym kontekście mówił: „Ten stan zapalny był tak niebezpieczny, bo to jest pogranicze”. Właśnie w obawie przed obcą interwencją zaznaczał: „Próba rozszerzenia na tym etapie Solidarności o ruch polityczny jest niebezpieczna, trzeba Solidarność utrzymać na płaszczyźnie ruchu społeczno-zawodowego”.

Pozostali członkowie Rady Głównej (m.in. kard. Franciszek Macharski, abp Jerzy Stroba, bp Bolesław Pylak) zajmowali jeszcze bardziej niż prymas zdystansowane stanowisko wobec wydarzeń w Bielsku-Białej. Warto jednak zarazem przywołać trzeźwą opinię kard. Macharskiego o lokalnych władzach komunistycznych: „Takich wojewodów jak ten pan Łabudek można mieć 48 w Polsce [na 49 województw – przyp. P.S.]”. O I sekretarzu KW PZPR w Bielsku – Józefie Buzińskim – krakowski kardynał mówił zaś bez ogródek: „To jest wyraźny stalinowiec, dla którego Solidarność to są faszyści”.

Podsumowując, trzeba podkreślić, że na stanowisko prymasa Wyszyńskiego wobec wydarzeń na Podbeskidziu wpływał fakt, iż za sprawę strategiczną w tym okresie uważał on kwestię doprowadzenia do legalizacji Solidarności Rolniczej przez władze komunistyczne, a także niedopuszczenie do tego, by sytuacja w Polsce ulegała dalszej destabilizacji pod wpływem polityzacji celów Solidarności; polityzacji inspirowanej – jego zdaniem – przez państwa zachodnie, które dążyły do osłabienia bloku sowieckiego, nie licząc się z ewentualnymi tragicznymi skutkami dla Polski.

Kardynał Wyszyński patrzył na dramatyczne wydarzenia z perspektywy ogólnonarodowej, a zarazem kościelnej. Zdawał sobie sprawę z bezwzględności, złej woli, a zarazem nieudolności władz komunistycznych. Nie tyle więc krytykował strajkujących robotników, bowiem do ich postawy podchodził ze zrozumieniem, co starał się wszelkimi dostępnymi środkami realizować strategiczny cel przedłużenia w Polsce okresu istnienia względnych swobód społecznych, a zarazem uniknięcia rozlewu krwi i obcej interwencji sąsiednich państw komunistycznych, czego obawiał się bodaj najbardziej.

 

Dr hab Paweł Skibiński jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego

O strajku

To również cię zainteresuje