Bp Herbert Bednorz w grudniu 1981 r.
Biskup katowicki 13 grudnia 1981 r. stanął przed wyzwaniem, jak zareagować na represje stanu wojennego w regionie, gdzie opór przeciwko delegalizacji Solidarności był największy.
2021-12-08
O wprowadzeniu stanu wojennego bp Herbert Bednorz dowiedział się 13 grudnia przed godz. 6 rano. Do ordynariatu w Katowicach przy ul. Francuskiej przyszedł osobiście generał Tadeusz Bełczewski. Przedstawił się jako komisarz wojenny i pokrótce zapoznał bp. Herberta Bednorza z realiami prawnymi stanu wojennego. Rano biskup pojechał na katowickie dolne os. Tysiąclecia, gdzie odbywała się konsekracja nowego kościoła pw. Matki Bożej Uzdrowienia Chorych. W uroczystości wzięły udział tysiące ludzi. Biskup był poruszony jej przebiegiem. W zapiskach z tego dnia odnotował, że wielu z wiernych, śpiewając „Boże, coś Polskę”, płakało. Na zakończenie spontanicznie odśpiewano hymn narodowy. Od pierwszych chwil stanu wojennego do Kurii Diecezjalnej w Katowicach przychodziły rodziny internowanych i uwięzionych działaczy „Solidarności” z prośbą o pomoc. Wielu opowiadało o pobiciu i znęcaniu się nad działaczami związkowymi. Poruszony tymi doniesieniami, bp Bednorz już 16 grudnia wystosował dramatyczny list do gen. Paszkowskiego. Wyraża w nim sprzeciw wobec aresztowania działaczy legalnego związku zawodowego, ludzi nauki i kultury. Domagał się ich zwolnienia z powodów humanitarnych. Znalazło się w nim także zdanie: „Apeluję do Pana, jako wojskowego, o ukrócenie brutalnych, niehumanitarnych, wręcz nieludzkich metod postępowania niewojskowych służb porządku publicznego w regionie katowickim”.
Najbardziej zapalna sytuacja w Katowicach była w kop. Wujek, gdzie trwał strajk, a opiekę duchową nad górnikami sprawował ks. Henryk Bolczyk, proboszcz parafii p.w. św. Michała na terenie której leżała kopalnia. Prowadził rekolekcje dla załogi i rodzin górniczych, na prośbę górników odprawił na terenie kopalni Mszę św. Biskup wiedział o determinacji górników i próbował negocjować z władzami warunki zakończenia strajku. W jego imieniu, prawdopodobnie, 16 grudnia rano do Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach poszedł ks. Benedykt Woźnica, kierujący Wydziałem Duszpasterskim Kurii Diecezjalnej w Katowicach. Próbował przekonać władze do zniesienia blokady kopalni, aby górnicy mogli pójść na Pasterkę. W odpowiedzi usłyszał, że za ich opór odpowiada ks. Bolczyk, który miał rzekomo odbierać od nich przysięgę walki„ aż do przelania ostatniej kropli krwi”. Kilka dni po tych wydarzeniach ks. Woźnica był w redakcji „Gościa Niedzielnego” i zrelacjonował m.in. w mojej obecności tamtą rozmowę. Wspominał, że gdy próbował przekonać do przerwania blokady od urzędnika, bądź funkcjonariusza SB usłyszał złowrogie słowa: „Chcecie krwi, to będziecie ją mieli, ale nie jedną kroplę”. Może to świadczyć o tym, że rozprawę z górnikami planowano, zanim pluton specjalny ZOMO wszedł na teren kopalni.
Kiedy wieczorem 16 grudnia do bpa Bednorza dotarła informacja o pacyfikacji Wujka, sprawą najważniejszą dla niego stało się zapobieżenie dalszemu rozlewowi krwi. 17 grudnia spotkał się w Urzędzie Wojewódzkim z gen. Paszkowskim, który w międzyczasie został wojewodą katowickim. Rozmawiali o tym, jak uniknąć podobnej tragedii na innych strajkujących kopalniach, przede wszystkim Piast i Ziemowit. Generał starał się przekonać biskupa, że przywódcy strajku na Piaście terroryzują załogę, zmuszając do strajku także tych, którzy chcieli iść do domu. Biskup odrzucił tę wersję. – Górnicy są bardzo solidarni i wrażliwi na krzywdę i niesprawiedliwość, a strajkują dlatego, że aresztowani zostali ich koledzy – powiedział i dodał, że najlepszym sposobem na uspokojenie sytuacji jest zwolnienie zatrzymanych działaczy Solidarności. W rozmowie wrócił wątek pacyfikacji kop. Wujek. Generał próbował obarczyć winą za dramat na Wujku ks. Bolczyka twierdząc jakoby zaprzysiągł on górników, aby walczyli „do krwi ostatniej”. – Ten donos jest fałszywy – odpowiedział biskup. – Ks. Bolczyk robił wszystko, aby uspokoić sytuację na kopalni, powiedział stanowczo. Przebieg rozmowy z gen. Paszkowskim zanotował biskup w swym prywatnym dzienniku, a następnie sporządził z niej urzędową notatkę. 18 grudnia powołał specjalny zespół duszpasterski, który miał wspierać strajkujących w kopalniach Piast i Ziemowit. Weszli do niego ks. Eugeniusz Świerzy, dziekan tyski, ks. Franciszek Resiak, proboszcz z Tychów, oraz ks. Józef Przybyła z Hołdunowa, którym pozwolono zjechać na dół i porozmawiać ze strajkującymi. W Wigilię do strajkujących zjechał bp Janusz Zimniak, biskup pomocniczy w Katowicach razem z trzema miejscowymi księżmi. Na dole wszystkim strajkującym udzielił absolucji generalnej, ale jednocześnie zaznaczył, że gdy wyjadą na górę, mają w czasie najbliższej spowiedzi wyznać grzechy ciężkie, które w akcie absolucji zostały im odpuszczone. Nastroje wśród górników były dobre, trzymali się mocno. – Nie mówiłem im, że muszą jechać do domów – wspominał biskup po latach. – Powiedziałem tylko, że to są nasze święta i powinni w tym czasie być ze swymi bliskimi, z żonami, dziećmi, ale rozumiem, dlaczego tu są. Kiedy opuszczali kopalnię, kilkunastu górników zdecydowało się wyjechać z nami. Reszta została na dole, wieczorem urządzili pod ziemią wieczerzę wigilijną.
W tym czasie w Urzędzie Wojewódzkim o sytuacji w kopalni Piast z gen. Paszkowskim rozmawiał ks. Woźnica, wysłany przez bpa Bednorza. Poinformował generała o wizycie bp. Zimniaka na kop. Piast i rozmawiał o możliwości rozwiązania konfliktu. Sugerował, że ze względów humanitarnych Kościół może zaangażować się w przekonanie górników, aby przerwali strajk, ale pod warunkiem, że otrzymają oni gwarancje bezpieczeństwa. Generał Paszkowski oświadczył, że jest to oczywiste, ale wyłącznie w odniesieniu do „szerokiego ogółu górników”. Przywódcy strajku, stwierdził, muszą odczuć „skutki prawa stanu wojennego”. Górnicy wytrzymali pod ziemią do 28 grudnia. Warunki stawały się coraz trudniejsze, gdyż władze od Wigilii wstrzymały im dostawy żywności. Strajk zaczęło blisko 2 tys. górników, do końca wytrwało tysiąc. Ostatnia klatka ze strajkującymi wyjechała na powierzchnię 28 grudnia o godz. 21.20. Natychmiast zaczęły się aresztowania działaczy związkowych, choć wcześniej zapewniano, że nikomu nic się nie stanie. Z pracy zwolniono blisko tysiąc górników. Większość z nich później przyjęto, ale na znacznie gorszych warunkach. Jeszcze w grudniu 1981 r. za akceptacją bpa Bednorza duszpasterz akademicki ks. Oskar Thomas zaczął organizować pomoc materialną dla rodzin internowanych. W marcu 1982 r. dekretem katowickiego ordynariusza został powołany Biskupi Komitet Pomocy Uwięzionym i Internowanym w Katowicach, który w następnym okresie objął swym działaniem całą diecezję katowicką.