Teren KWK „Wujek” otoczyły siły milicyjno-wojskowe: blisko półtora tysiąca milicjantów, 760 żołnierzy, 44 opancerzone wozy bojowe, 22 czołgi i kilka armatek wodnych.
Na teren kopalni przybyli: jej dyrektor Maciej Zaremba, zastępca szefa Wojewódzkiego Sztabu Wojskowego płk Piotr Gębka, płk Czesław Piekarski i wiceprezydent Katowic Jerzy Cyran. Górnicy spotkali się z nimi między szatnią szafkową a łańcuszkową. Jeden z oficerów zaczął przemawiać, przekonując, że strajk nie ma sensu, bo to ostatnia kopalnia, która strajkuje. W odpowiedzi górnicy zaśpiewali hymn państwowy. Zażądali natychmiastowego zniesienia stanu wojennego i uwolnienia wszystkich aresztowanych działaczy NSZZ „Solidarność”. Przedstawiciele władz dali załodze godzinę na przerwanie strajku i opuszczenie kopalni. Górnicy odpowiedzieli, że jeśli na kopalnię wejdzie wojsko, nie będą stawiać oporu.
Siły pacyfikacyjne zaczęły zajmować wyznaczone pozycje.
Rozpoczęła się akcja rozpędzania ludzi zgromadzonych przed bramą główną kopalni z użyciem armatek wodnych, gazów łzawiących i świec dymnych.
Jednostki ZOMO wkroczyły na teren kopalni przez wyłom w murze od strony bramy kolejowej, kierując się w stronę kotłowni. Doszło do utarczek z górnikami, ale bez walk wręcz. Siły milicyjne zostały zmuszone do odwrotu. Na głównym odcinku – od ul. W. Pola – czołg staranował mur na wysokości magazynu budowlanego.
w związku z z powolnym forsowaniem terenu kopalni płk J. Gruba wydaje „twarde rozkazy do ataku”.
Do akcji włączył się helikopter, który krążył nad terenem kopalni. Zomowcy rzucali pociski z gazami łzawiącymi i świecami dymnymi wprost na górników, którzy odrzucali je. Wszędzie unosił się dym.
Czołg wykonał drugi wyłom, tym razem przez metalowy płot za budynkiem wagi.
Na teren kopalni wszedł 25 osobowy pluton specjalny Pułku Manewrowego KW MO w Katowicach, dowodzony przez sierżanta Romualda Cieślaka. Po chwili pluton zaczął strzelać z broni maszynowej do górników. Łącznie padło 156 strzałów.
Oddział MO, który wkroczył od strony bramy kolejowej, zostaje odparty. Górnicy biorą trzech zakładników. Przeliczają ich amunicję, ale okazuje się, że ci funkcjonariusze nie strzelali.
Płk Kazimierz Wilczyński dowódca sił ZOMO wydał wszystkim jednostkom rozkaz przerwania ognia. W wyniku ostrzału sześciu górników zginęło na miejscu, a trzech kolejnych zmarło po przewiezieniu do szpitala. Ponad 40 górników zostało rannych, a 23 dalszych otrzymało rany postrzałowe.
Pod kopalnię docierają pierwsze karetki pogotowia. Nie wpuszczano ich na teren kopalni. Ranni wynoszeni są pod budynek dyrekcji i tam dopiero umieszczani w karetkach. Niektóre z nich były zatrzymywane przez funkcjonariuszy ZOMO. Ich kierowców wyciągano, lżono, a nawet bito.
Do kopalni powraca płk Gębka, razem z komisarzem wojskowym zjednoczenia płk Wacławem Rymkiewiczem i dyrektorem kopalni. Strajkujący przedstawiają mu warunki przerwania strajku: odwołanie stanu wojennego, uwolnienie szefa „Solidarności” Jana Ludwiczaka, wycofanie oddziałów ZOMO, podanie do publicznej wiadomości informacji o wydarzeniach w kopalni, w tym o zabitych i rannych, oraz ujawnienie nazwiska dowódcy akcji. Płk Gębka oświadcza, że warunki nie zostaną spełnione. Wojskowej delegacji pokazano ciała zastrzelonych górników i przekazano broń trzech milicjantów zatrzymanych w trakcie pacyfikacji.
Strajkujący deklarują gotowość przerwania strajku pod warunkiem stworzenia im możliwości swobodnego opuszczenie kopalni, podstawienie dla nich autobusów, wycofanie z okolicy kopalni oddziałów ZOMO, nie wyciągania konsekwencji karnych i dyscyplinarnych wobec strajkujących. Zakładnicy z szeregów milicji zostają zwolnieni.
Górnicy opuszczają teren kopalni. Przed odejściem, przy ścianie kotłowni, w miejscu gdzie polegli ich koledzy, wkopują krzyż przyniesiony ze stacji ratownictwa.